Szkoła przyjazna uczniom, szkoła, do jakiej pragnie chodzić każdy młody człowiek, szkoła dająca swobodę rozwoju bez zbędnej presji i wreszcie szkoła, do której chce ci się wstawać rano. Hmmm… Czy taka szkoła w ogóle istnieje? Zespół Szkół Nr 2 reklamuje się właśnie jako „Szkoła przyjazna uczniom”, lecz co właściwie kryje się za tym sloganem? I czy jest to coś więcej niż zwykły slogan, a może szumne hasło stanowi jedynie usprawiedliwienie dla (wadliwego według niektórych) systemu naszej szkoły. Sądzę, że opinie w tej kwestii są niezwykle zróżnicowane. Znajdą się tacy, którym brakuje żelaznej dyscypliny i twardej ręki, ale dużej grupie osób całkowicie odpowiada styl edukacyjno-wychowawczy naszej placówki.
Wyobraźmy sobie debatę na temat atmosfery w naszej szkole, w której udział biorą dwie osoby o skrajnie odmiennych poglądach. Jedna z nich neguje całą strukturę stosunków wykreowanych na zasadzie „luz w szkole zawsze i wszędzie”, a druga wręcz przeciwnie – pochwala obecny stan i nie widzi tak skrajnego rozprzężenia jak jej poprzedniczka. Jakich użyłyby argumentów? Przyjrzyjmy się.
Zwolennik reżimu powiada:
W naszej szkole zdecydowanie dzieje się źle, a, co najgorsze – nikt nic z tym nie robi. Można nawet powiedzieć, że nikomu się nie chce przeciwdziałać temu zgubnemu zjawisku, być może nikt tak naprawdę nie wie, w jaki sposób się do tego zabrać. A tymczasem rozprzężenie stosunków w szkole wciąż postępuje. O szacunku niemalże zapomniano, niepokojąco zacierają się granice w relacjach uczeń – nauczyciel, zdecydowanie brakuje tu zdroworozsądkowego dystansu. Jakim cudem nauczyciel ma uzyskać posłuch i respekt wśród swoich wychowanków, gdy rozmawia z nimi jak z kolegami i koleżankami. Warto wspomnieć, że ten fakt przyczynia się również do zatracenia zasad dobrego wychowania, ludzie przestali zwracać uwagę na to, co wypada, a co nie. Postępują według własnych zasad, które raczej można nazwać brakiem zasad. By szkoła mogła dobrze funkcjonować, konieczne jest wyznaczenie jasnych i twardych reguł, niemożliwych do ominięcia przez uczniów. To z kolei znaczy, że ktoś musi czuwać nad przestrzeganiem tych reguł, a w razie potrzeby egzekwować kary związane z przekroczeniem wytyczonych granic. Taka rekonstrukcja szkoły mogłaby przynieść liczne korzyści. Po pierwsze porządek w szkole, łatwość w panowaniu nad niepokornymi jednostkami. Po drugie, znacząco mogłaby się poprawić kondycja czysto edukacyjna, szkoła zaczęłaby odnosić sukcesy na tym polu, począwszy od wyników matur, a skończywszy na konkursach i olimpiadach. Dodam, jakiekolwiek sukcesy, bo, jak głosi fama, tych w naszej szkole nie ma wcale.
Hmmm… ostro powiedziane, ale, no cóż, każdy ma prawo do własnej opinii. Sprawdźmy, jak na to zareaguje nasz drugi rozmówca, może uda mu się uratować nasz honor.
Zwolennik anarchii powiada:
Do Polnej przypięto kiedyś łatkę szkoły na luzie, co zaowocowało złą opinią i lekceważeniem przez osoby postronne, którym z reguły nie chce się wniknąć głębiej w panujące stosunki. Jednak nie jest u nas aż tak źle, jak sądzą niewtajemniczeni. Oczywiście, można powiedzieć, że panuje tu styl bezstresowego nauczania, ale co w tym złego? Ludzie po prostu czują się tutaj dobrze, nikt nie boi się wchodzić do klasy na lekcje, serce ucznia nie zatrzymuje się za każdym razem, gdy delikwent widzi obok nauczyciela czy też, gdy nie odrobił pracy domowej. I czy to ma być przerażające zjawisko? A co do relacji uczeń – nauczyciel, to wcale nie jest tak, że na miejsce tradycyjnych wkradają się stosunki koleżeńskie. Takiej oceny może błędnie dokonać osoba, która nie rozumie, jak naprawdę funkcjonuje ta szkoła. Nauczyciele są po prostu bliżsi uczniom, stąd ich zażyłe relacje, nie ma w nich strachu, więc uczniowie chętniej zwracają się po pomoc, bądź radę w sprawach szkolnych i prywatnych. Zdecydowanie nie jest to negatywne dla kogokolwiek. Taka atmosfera na pewno nikomu nie przeszkadza w zdobywaniu wiedzy i osiąganiu sukcesów w szkole i poza nią. Być może wyniki egzaminu maturalnego z tego roku nie są zachwycające, ale matura jest prywatną sprawą każdego ucznia. Czy nauczyciel ponosi jakąkolwiek odpowiedzialność? Żadnej. Człowiek uczy się dla siebie, nie dla innych, jeżeli ma aspiracje na coś więcej poza liceum czy technikum, to w taki czy inny sposób osiągnie swój cel. Nauczyciel nie zagoni siłą ucznia do nauki, musi być to jego własny wybór i wewnętrzna potrzeba samorealizacji. Tak więc luźna atmosfera w szkole zdecydowanie nie przeszkadza i nie ma negatywnych skutków dla osób z nią związanych, jeśli ma jakiś wpływ, to tylko pozytywny. Przecież wspomnienia z „luzackiej” szkoły są najważniejsze.
Teraz spróbujmy rozważyć, kto ma rację? Kto obiektywnie ocenił Polną? Może obie osoby, może żadna z nich. Problem ten ma tak wiele aspektów, że trudno udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Wszystko zależy od subiektywnych odczuć każdego z nas, od doświadczeń zebranych podczas lat spędzonych w tej szkole. Zapewne w każdej z tych dwóch (skrajnie różnych opinii) jest trochę prawdy. Może rzeczywiście gdzieś po drodze do realizacji celu stania się szkołą przyjazną uczniom zagubiły się niektóre wartości determinujące prawidłowe funkcjonowanie. Ale pytaniem najważniejszym jest: czy specyficzna atmosfera panująca w Zespole Szkół Nr 2 ma destrukcyjny wpływ na wszystkie aspekty funkcjonowania placówki?
To pytanie kieruję do uczniów, którzy bywają szczęśliwi, bo są często krótkowzroczni, ale kieruję to pytanie również do nauczycieli. Jeżeli uczniowie odpowiedzą twierdząco, to zawsze są inne, elitarne szkoły. Bywają one rzeczywiście elitarne, o czym przekonują statystyki, my możemy być najwyżej średni. Jednak nie polecam takiego transferu, byłam w szkole elitarnej, spędziłam tam miesiąc i jak dla mnie – o cały miesiąc za dużo.
A co na moje pytanie mogą odpowiedzieć nauczyciele? Tego nie wiem. Chcę tylko dodać, że choć spotkały mnie różne przykre wydarzenia w naszej szkole, to po prawie trzech latach nauki na Polnej jestem pewna swoich możliwości, maturę próbną zdałam na przyzwoitym poziomie i nie boję się maja. To chyba również zasługa mojego wychowawcy i nauczycieli.
Na koniec, oceniając rzekome możliwości edukacji, jakie oferują w innych szkołach, powiem tak: znam najlepsze uczennice z pewnej dobrej szkoły i wszystkie chodzą na korepetycje, by przynajmniej zadowalająco zdać maturę. Czy naszych dojeżdżających uczniów stać na korepetycje? Więc czy jest u nas aż tak źle, jak się mówi? Trzeba znaleźć jakieś rozwiązanie tego trudnego problemu. Szkoła przyjazna uczniom – to dobry cel, ale szkoła w rękach uczniów – to upadek.
Ola Rybak IIILOa
Ola Rybak jest obecnie absolwentką Wydziału Psychologii Uniwersytetu Szczecińskiego
(przyp. red.)